18 kwietnia 2024


(felieton)


Kiedyś, w wojsku, aby się żołnierzom „nie nudziło” wymyślano różne ważne zajęcia, od nieustannego sprzątania rejonów po bardziej innowacyjne, w rodzaju malowania trawników itp. Dziś też, aby ludziom nie zostawiać zbyt wiele czasu (mogliby zacząć się zastanawiać nad różnymi sprawami, a to mogłoby być niebezpieczne), trzeba ich nieustannie czymś zajmować. I to najlepiej „interaktywnie”.

Tomasz Gerard

Współczesny człowiek w ciągu jednego dnia, korzystając z ogólnie dostępnych źródeł (internet, telewizja, radio, prasa), wchłania takie masy informacji, jak nigdy przedtem w dziejach. Tylko po co? Taki wszechstronnie doinformowany jest w rzeczywistości tak zagubiony, jak nie był nigdy dotąd.
No ale przecież musi wiedzieć o wszystkim, co się dzieje w świecie, znać najnowsze ciekawostki o sytuacji politycznej w Ameryce Środkowej, o zwyżkach na giełdach towarowych, o kastowości społeczeństw hinduskich, o zmianach w kanadyjskich drużynach hokejowych; o tym, o tamtym i jeszcze innym też. Tylko po co? Co mu z tych informacji, kiedy nie zrobi z nich najmniejszego użytku.
Ale nic to. Musi być włączony telewizor, od razu po wejściu do domu, najlepiej na fotokomórkę. Potem jeden ruch ręką i radio też gra, komputer był włączony cały czas, na stole już czeka stos gazet z kiosku i pism „opinii”, i tablet otwarty na ulubionym portalu społecznościowym. Wszędzie tam jest mnóstwo informacji, które trzeba poznać bezzwłocznie. I tak do późnych godzin nocnych. Gdy wymęczony tym nieustannym przyswajaniem danych biedny człowiek idzie do pracy, już czekają tam na niego różne burze mózgów, briefingi, narady, wzmacnianie potencjału, gry motywacyjne itp. specjały dla poszerzenia horyzontów i zdobycia kolejnych potężnych porcji wiedzy. Tylko po co?
Wszyscy tacy wyedukowani, doinformowani, wszechstronni, są całkowicie bezradni wobec agresji zboczeńców i deprawatorów, agresji na niwie społecznej, medialnej, prawnej, która sieje spustoszenie w duszach i charakterach. Agresji, która nie pozostaje już tylko w sferze wirtualnej, ale zadaje rany już jak najbardziej nie wirtualne. Oto na początku września oznajmiono, że w osiemdziesięciu sześciu polskich przedszkolach realizowany będzie program „Równościowe Przedszkole” stworzony przez feministki. W jego ramach chłopcy będą mieli odgrywać role dziewczynek, a dziewczynki chłopców. Związek Socjalistycznych Republik Europejskich przeznaczy na ten cel 1,4 miliona złotych. Nikogo – poza nielicznymi „oszołomami” – ta informacja nie wzruszyła, jakoś nie było słychać o masowym zabieraniu dzieci z przedszkoli, już nawet nie na znak protestu przeciw tak perfidnym zagraniom, ale chociaż w ramach obrony koniecznej czy instynktu samozachowawczego. Cóż bowiem rodziców może obchodzić, że ich dzieci będą deprawowane, a ich osobowość niszczona.

cały artykuł dostępny jest w wydaniu 9 (72) wrzesień 2013