25 kwietnia 2024


– I zajął się Pan, bardzo szybko...
– Po studiach na Politechnice Gdańskiej, w kwietniu 1970 r., rozpocząłem pracę w biurze projektowym, wtedy COKB, w Stoczni Szczecińskiej. To był dział obliczeń teoretycznych, miałem do czynienia z projektowaniem kształtu kadłuba, podziałem przestrzennym, statecznością statku, badaniami modelowymi itp. Bardzo mnie ta praca pociągała, bez namawiania zostawałem po godzinach, żeby skończyć jedno zadanie i wziąć następne. W pierwszej połowie lat 70. powstał pomysł statku pasażerskie go dla związków zawodowych. Projekt miał być robiony w tzw. czynie społecznym i w tym też brałem udział. Niestety, skończyło się na bardzo wstępnym etapie projektowania. Lata siedemdziesiąte to słynne szczecińskie chemikaliowce B76 dla armatorów norweskich. Pracowaliśmy wtedy wszyscy od rana do wieczora, z ogromnym zaangażowaniem i entuzjazmem. W 1977 roku awansowałem na głównego konstruktora, a rok później na głównego projektanta. Moim pierwszym samodzielnym statkiem był drobnicowiec wielozadaniowy B181, dla armatora z Hamburga, który wcześniej zamawiał w naszej stoczni podobne, ale dużo mniejsze statki. Ten pierwszy statek B181, jeszcze na pochylni, na życzenie armatora i na jego koszt, został przebudowany na kontenerowiec komorowy. I tak się zaczęła moja przygoda z kontenerowcami. Potem była seria kontenerowców B183, B186 i wreszcie prawdziwy hit – B170. Wszystkie budowane w długich seriach, co jest znaczącym udogodnieniem dla stoczni.
Powstał też projekt niewielkiego kontenerowca PP001 dla armatora wietnamskiego, budowany w Wietnamie. I wreszcie statek B201, conro dla armatora holenderskiego.

– Czy któryś z nich jest dla Pana najbardziej wyjątkowy?

– To trudne pytanie. Myślę, że B181, bo to był mój pierwszy projekt. Na jednym z tych statków pływałem przez rok jako inżynier gwarancyjny. Miałem dużą satysfakcję słysząc od angielskiego kapitana pochwałę statku zbudowanego w Stoczni Szczecińskiej. Za szczególny uważam też statek B170, kontenerowiec 1700 TEU. schemat-2_sZbudowano tych statków pięćdziesiąt trzy, z tego dwa w Wietnamie, na podstawie naszej dokumentacji. To statek, do którego porównywano w fachowej prasie niemieckiej inne kontenerowce podobnej wielkości. No i na pewno B201, statek typu conro, dlatego, że jest inny od wszystkich. I powszechnie oceniany przez wszystkich bardzo pozytywnie.
Statek typu B170 i statek B201, to ostatnie statki jakie zdała Stocznia Szczecińska Nowa. Szkoda.

140-5

– Zwłaszcza, że za decyzją o likwidacji stoczni stały argumenty polityczne. Z tego co wiadomo zamówień nie brakowało. Między innymi dotychczasową współpracę chciał rozszerzać sam Spliethoff – armator zamawiający conro. A sam B201 rzeczywiście jest inny od wszystkich...

– Miałem okazje oglądać rozładunek i załadunek tego statku w Antwerpii i trzeba przyznać, że robi to wrażenie. Jednocześnie odbywa się wjazd pojazdów na cztery poziomy i załadunek kontenerów żurawiami z nabrzeża do ładowni dziobowej i na pokład rufowy, gdzie kontenery składowane są w przestawialnych i demontowalnych prowadnicach.

Spliethoff’s Bevrachtingskantoor B.V. z Amsterdamu to największy holenderski armator. Jego flota liczy ponad osiemdziesiąt statków. Istnieje od 1912 roku. Do lat 60-tych ubiegłego stulecia była to firma rodzinna. W latach 80-tych armator zaczął budować większe jednostki, głównie w Japonii. W 1996 roku pojawił się w Szczecinie. Zamówił wówczas cztery papierowce, które stocznia zbudowała w latach 2000-2001. Sześć takich samych statków zamówił też w Japonii. Po drugą serię czterech papierowców zwrócił się już tylko do Szczecina.

Budownictwo Okrętowe, 2/2005