26 kwietnia 2024



— Politechniki to miejsca gdzie umysły powinno się formować w odpowiedni sposób tj. wyposażać  w to wszystko, co jest niezbędne dla przyszłego twórcy. Tak być powinno...

— W latach 30-tych zanim ktoś został profesorem na politechnice to miał za sobą kawał życia w przemyśle, byli to więc ludzie o autentycznym autorytecie i o autentycznych osiągnięciach zawodowych. Po wojnie, już od mniej więcej drugiej połowy lat 50-tych, nie było dobrze widziane, żeby profesor pochodził z przemysłu.
Student jest tylko 4-5 lat na studiach i ma przed sobą jeszcze ze 40 lat pracy zawodowej, więc albo się czegoś sam nauczy, sam czegoś dokona, albo nie.
Przed wojną jedną z najlepszych polskich konstrukcji był PZL Łoś. W zespole konstrukcyjnym, jak pamiętam, było chyba 15 konstruktorów, z których prawie połowa nie miała dyplomów inżynierskich.

— Dyplom nie jest więc niezbędny aby być dobrym konstruktorem.
— Dyplom nie jest niezbędny, z pewnością. Tematem jednego z moich wykładów jest pytanie „Czy inżynier konstruktor samolotów może być dobrym konstruktorem czołgów (i odwrotnie)?” Oczywiście, że tak. Dzisiaj inżynierowie lubią się grupować – my jesteśmy lotnicy, a my samochodziarze. Nie, jeżeli jesteś dobrym inżynierem to potrafisz zrobić i to i to. Bo zasady są takie same.

— Pan też projektował i łodzie, i dla motoryzacji.
— Tak, jakiś tam samochodzik projektowałem. Ale chcę jeszcze raz podkreślić – zasady są takie same.

—Dzisiaj jednak ludziom najczęściej nic się nie chce.
—To powszechna dolegliwość. Większość zadowala się wynajdywaniem przeciwności: „co ja bym nie zrobił, gdyby...”. I wynajdują usprawiedliwienia, dlaczego czegoś nie zrobili. Niektórzy stają się specjalistami w dziedzinie: dlaczego czegoś nie można zrobić.
Przyjmuje pan ludzi do pracy, chce pan im coś dać do zrobienia, chce awansować, zrobić jednego czy drugiego kierownikiem, dyrektorem... Wie pan jak naprawdę trudno znaleźć takich, którzy by chcieli i potrafili, którzy mają te predyspozycje? Rządzenie to nie jest gabinet, sekretarka itd. Komuna uczyniła wielkie spustoszenie w naszym społeczeństwie, m.in. przez to, że zdjęła z nas odpowiedzialność. 
W latach 30-tych jak ktoś zdał maturę to on automatycznie wchodził do następnej klasy społecznej, był kimś, a jak został inżynierem, to był jeszcze wyżej. Bo żeby zostać inżynierem potrzeba było kiedyś olbrzymiego wysiłku intelektualnego, materialnego itd. Dostawał się ten przedwojenny inżynier do jakiejś elitarnej organizacji inżynierów, jaką wówczas był SIMP i to wymuszało już na nim pewną postawę, w myśl zasady – szlachectwo zobowiązuje. A teraz...? Teraz nie ma tego szlachectwa.

— A co warto byłoby zrobić, żeby tę sytuację poprawić?
— Trzeba starać się trafić do dzieci i młodzieży, zainteresować ich, pokazać. Dajmy się pobawić programami CADowskimi 10-latkom, bo trzeba, żeby wcześnie zaczynali. Pieniądze na pracownie komputerowe są, to dajmy do tych komputerów te programy CAD, a nie tylko gry. A więc rozszerzyć tę informatykę o jakieś podstawy konstrukcji, to, co będzie mogło się przydać później  zawodowo. Dopiero wtedy coś może się zmienić.
— Dziękuję bardzo za rozmowę.