Wszyscy ciągle słyszymy, że nie jesteśmy jako naród innowacyjni. Trochę mnie to napominanie irytuje. Uważam bowiem, że jesteśmy bardzo innowacyjnym narodem. Nie będę tu przytaczał naszych wybitnych osiągnięć w omijaniu pokrętnego prawa stanowionego przez niekompetentnych urzędników, tylko zajmę się sprawami technicznymi.
W pewnym okresie mojej kariery zawodowej pracowałem w centrum technicznym wielkiej amerykańskiej korporacji w Luksemburgu. Była tam nas, Polaków znaczna grupa. Byliśmy oddelegowani do przenoszenia pewnej technologii do Polski. Dość szybko odkryliśmy, że nasza firma chce pobudzić pracowników do innowacyjności poprzez wynagradzanie dobrych pomysłów. Cały proces był sformalizowany i polegał na comiesięcznych spotkaniach innowatorów z komisją oceniającą. Jeżeli komisja uznała pomysł za godny opatentowania, wówczas zgłaszający zrzekał się praw do jego komercyjnego wykorzystywania. Za to, nie rezygnując z autorstwa swojego pomysłu, dostawał 1000 €. Jeżeli pomysł był ciekawy lecz nie posiadał zdolności patentowej wówczas pomysłodawca otrzymywał 500 €, a pomysł był publikowany w celu zablokowania działań konkurencji. Taka publikacja nosiła nazwę Defensive Publication. Przykładowy dyplom uznania za Defensive Publication pokazano na rysunku poniżej:

Nasi koledzy z wielu krajów Europy i obu Ameryk, którzy pracowali wraz z nami w Centrum,jakoś specjalnie nie sięgali po te pieniądze. Z pojawieniem się Polaków procesy innowacyjne bardzo się ożywiły. Po kilku miesiącach naszej innowacyjnej działalności budżet na innowacyjność został wyczerpany, co nie miało precedensu, a nasze Centrum Techniczne stało się przodującym w korporacji po względem innowacyjności. Jak zatem można o nas mówić, że nie jesteśmy innowacyjni?Przykładem z zupełnie innego pola jest wielka liczba traktorów i innych maszyn rolniczych budowanych samodzielnie przez rolników w czasach PRL. Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Podstawowe potrzeby można już było zaspakajać drogą zakupu, nawet bezwłasnej gotówki, czyli na kredyt. Rolnicy kupują teraz takie traktory, o jakich dawniej nieśmieliby nawet marzyć. Innowacyjność zastępująca brak dostępu do towarów rynkowych jest już niepotrzebna.
Można zatem wnioskować, że innowacyjność zależy w dużej mierze od warunków zewnętrznych.
Dziś w Polsce ludzie innowacyjnie myślący znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Jeśli mają znakomity pomysł i chcą przystąpić do jego realizacji, to muszą się zmierzyć z następującymi realiami. Po pierwsze pomysł trzeba chronić. W kapitalizmie korporacyjnym, przepisy prawa chronią interesy korporacji, a nie innowatora. Patent europejski kosztuje 31.000 €. Zakładam, choć jest to założenie niezbyt uprawnione, że innowator ma takie pieniądze. Po drugie, jeżeli teraz postanowi założyć przedsiębiorstwo w celu realizacji swego przedsięwzięcia, to natychmiast musi się liczyć z bardzo wysokimi kosztami działalności, wynikającymi z kosztów pracy i drapieżnością fiskusa. Taki tor przeszkód niewielu potrafi pokonać. Nasze państwo, które współtworzy takie warunki, z drugiej strony udaje, że chce pomóc. Sytuacja dotycząca innowacyjności bardzo przypomina tę związaną z demografią. Ludzie nie mający potomstwa w Polsce, po przeprowadzce mają dzieci w Anglii.
Jeszcze w czasach PRL wybitny publicysta Stefan Kisielewski tłumaczył, że politykom mylą się pojęcia kryzys i rezultat. W Polsce nie mamy kryzysu demograficznego tylko rezultat konsekwentnej działalności polityków przez ostatnie ponad dwadzieścia lat. Ingerencja urzędników państwowych w podział wypracowanych przez nas pieniędzy napawa mnie zawsze głębokim niepokojem. Obserwacja dokonań administracji państwowej w każdym obszarze jest przygnębiająca. Od autostrad do służby zdrowia, pomijając inne równie spektakularne wpadki.
Jeżeli czytam, że najnowsza pula wspierania innowacyjnej gospodarki w obszarze lotnictwa zostanie między innymi wykorzystania dla udoskonalenia technologii produkcji komponentów dla Boeinga, to nie mogę zrozumieć, gdzie w takich działaniach jest nasz narodowy interes? Szereg programów sponsorowanych przez państwo, czyli tak naprawdę z naszych (podatników) pieniędzy, usiłuje połączyć innowacyjność ze światem nauki. Brak pożądanych rezultatów wskazuje na potrzebę weryfikacji tej metody. Obserwuję również coraz większą ilość różnych firm prywatnych, lub utworzonych stowarzyszeń, których celem jest zarządzanie innowacyjnością. Brak jest jednak samych innowacji.
Thomas Alva Edison, Henry Ford, Ferdinand Porsche, Steven Paul Jobs i Mark Zuckerberg, to tylko nieliczne osoby, których wspólną cechą szczególną jest brak wyższego wykształcenia. Żadnemu z wyżej wymienionych nie można jednak odmówić wybitnej innowacyjności.
Wygląda więc na to, że innowacyjność wiąże się raczej z cechami osobowości, a nie z wykształceniem.
Nauka w Polsce zajmuje się wieloma różnymi sprawami. Pomijam dydaktykę, ponieważ wiąże się ona tylko pośrednio z tematem. Znakomita większość naukowców jest skupiona na publikacjach w czasopismach z tzw. listy filadelfijskiej, ponieważ system oceny naukowców promuje takowe. Kolejna grupa bada zjawiska, które są dla niej interesujące i osiąga w tym zapewne wysoki poziom, lecz te badania są zamawiane przez państwo, czyli niejako przez nikogo. Ich przydatność w przemyśle jest niewielka. Pozostają jeszcze tzw. granty. Jeśli w tych grantach biorą udział przedsiębiorstwa przemysłowe, to jest to działalność pożyteczna z punktu widzenia innowacyjności gospodarki. Z pewnością pozytywną rolę ogrywają te wybitne, nieliczne uczelnie, które potrafią wykształcić absolwentów na światowym poziomie. Jest tak na przykład w dziedzinie programowania. Jednak ci wypromowani wybitni absolwenci są natychmiast wchłaniani przez zagraniczne korporacje i nawet jeśli są nadal innowacyjni, to już nie dla Polski. Skutkiem takich i wielu innych działań są liczby mówiące o wyprowadzaniu zysków przez zagraniczne firmy z Polski. W ubiegłym roku było to kilkadziesiąt miliardów złotych. Jest to pokłosie działań wcześniejszej generacji polityków i urzędników państwowych, którzy głosili dogmat, że kapitał nie ma ojczyzny.
Moje doświadczenie związane z nauką polską i innowacyjnością jest negatywne. Kiedy byłem dyrektorem fabryki amortyzatorów samochodowych pewnej amerykańskiej korporacji, zostałem przez szefów poproszony o nawiązanie kontaktów z lokalną wyższą uczelnią techniczną. Uczyniłem to bez zwłoki i poznałem się z ówczesnym dziekanem wydziału, którego profil odpowiadał naszej działalności przemysłowej. W procesie wytwarzania amortyzatorów na tłoczysko nakłada się, metodą elektrolityczną, powłokę chromu. Chrom jest w tym procesie substancją bardzo toksyczną. Celem nawiązania kontaktów było zaproszenie lokalnej uczelni do opracowania koncepcji innej, mniej uciążliwej dla środowiska technologii powlekania tłoczyska substancją odporną na zużycie cierne. Korporacja nie pokładała w tym projekcie wielkich nadziei, ale chciała dać spróbować młodym ludziom zmierzyć się z problemem. Często ci, którzy nie wiedzą, żeczegoś się nie da, osiągają znakomite rezultaty. Budżet na ten projekt był niewielki iwynosił około 30.000 €. Ofiarodawca nie oczekiwał jednak niczego poza podjęciem próby i napisaniem sprawozdania z tych działań. Inaczej mówiąc, była to forma darowizny dla uczelni. Szybko uzgodniliśmy z dziekanem wszelkie formalności. Pozostało jedynie podpisanie dokumentów przez obie strony. Tak się złożyło, że moi szefowie zza wielkiej wody wybierali się do naszej polskiej fabryki i postanowili połączyć jedno z drugim. Gdy zadzwoniłem na uczelnię informując kiedy delegacja z USA będzie w fabryce (tylko jeden dzień) i zapraszając dziekana na uroczyste podpisanie umowy, dowiedziałem się, że we wskazanym dniu ma on Radę Wydziału, w związku z czym nie może się zjawić. Jak powiedział, tak zrobił. Pieniądze przepadły, a moi szefowie nie mogli zrozumieć faktu, że ktoś nie chce pieniędzy na innowację.
W podsumowaniu chciałbym stwierdzić, że ogromny potencjał innowacyjny tkwiący w naszym narodzie będzie się nadal marnował dopóki:
- innowatorzy wszystkich szczebli nie będą należycie wynagradzani;
- ochrona własności intelektualnej nie będzie dostępna również dla zwykłych ludzi (a tylko dla wielkich korporacji);
- innowacyjność akademicka nie będzie nakierowana na współpracę z przemysłem, tylko na nieokreślone prace własne.
Jerzy Mydlarz
artykuł pochodzi z wydania 12 (75) grudzień 2013